poniedziałek, 6 października 2014

Wyzwanie "100 km w miesiąc" vol. 1

We wrześniu podjęłam wyzwanie przebiegnięcia 100 km w miesiąc od Aga4Run. Agnieszka w ten sposób postanowiła nagrodzić swoich fanów na Facebooku - 100 fanów => 100 "lajków" =>100 km biegiem w miesiąc. Śledziłam Jej postępy i pod wpływem chwili , czytając podsumowanie "wyzwaniowego" miesiąca, postanowiłam podjąć wyzwanie rzucone przez Nią każdemu biegowemu amatorowi na blogu. "A co,?! - pomyślałam - nie dam rady?! Przecież jestem w stanie przebiec 25 km w tygodniu, miesiąc ma ich mniej więcej 4 - to tak z grubsza licząc powinno się udać". Ale niestety się nie udało:(

Do ukończenia wyzwania zabrakło mi 19,41 km. Czyli 1/5 zakładanego dystansu. Dużo i niedużo jednocześnie. Wiem, że są tacy, którzy potrafią przebiec cały ten dystans w jeden dzień, ale do tego poziomu wiele mi brakuje, więcej - takiego poziomu pewnie nigdy nie osiągnę. Ale tu nie o to chodziło. W końcu wyzwanie skierowane było do amatora. Chodziło o sprawdzenie się, o wypracowanie regularności w treningach, dodatkową motywację... Niestety, czasem jest tak, że my chcemy zrobić jedno, ale życie ma inne plany. W trakcie wyzwania dopadło mnie przeziębienie. Cały tydzień "wyleciał" mi z treningów. Postanowiłam więc, że wyzwanie przedłużę do 5.10 - czyli o tyle dni, ile zabrało mi przeziębienie. Niestety, nie pomogło.
W minionym tygodniu biegałam tylko dwa razy. Kiedy jest się mamą nie zawsze jest się panią własnego czasu. Przynajmniej mi nie zawsze się to udaje. Bo ja planuję jedno, a dzieje się drugie. Swoje bieganie muszę dostosowywać do mojego młodszego Synka, który ma 9 m-cy i którego nadal karmię piersią. I który jest do mnie z tego powodu baaardzo przywiązany;) Czasami po prostu nie uśnie beze mnie, nie pomaga nawet mleczko zostawione w butelce. Smoczek to nie to samo, z tego chyba powodu nie używa też smoczka-uspokajacza. Żaden mu się nie podobał. Staramy się to zmienić (to uzależnienie od mamy), bo jest to problem nie tylko ze spaniem, ale i z jedzeniem - ciężko go namówić do zjedzenia czegoś innego i zaczynam się tym poważnie martwić, bo przecież powinien w tym wieku jeść o wiele więcej. Tą swoją niechęcią do jedzenia zaskoczył i nas ,i innych członków rodziny (starszy Synek też nie należał do dzieci chętnie jedzących, ale problemy zaczęły się później, na etapie wprowadzania grudek, a nie już na samym wstępie). Jedyny sposób na tego małego niejadka (choć na zabiedzonego to on nie wygląda;)), to ciągłe próbowanie, szukanie patentu na zachęcenie go do próbowania nowych smaków. Będąc rodzicem trzeba się czasem wznieść na wyższe pokłady kreatywności;) Nie idzie to wszystko jednak tak szybko jakbyśmy chcieli. Czasami mam wręcz wrażenie, że idzie to w zupełnie inną stronę, niż byśmy tego pragnęli. No, ale to odrębny temat, chciałam jedynie przybliżyć aktualną sytuację rodzinną;)
W tym tygodniu mój mleczkozależny Synek na dodatek był chory (starszy Synek zresztą też), więc domagał się większej uwagi niż zwykle. Nie marudzę, po prostu mówię jak jest:) Żeby się za bardzo nie rozwodzić nad wątkiem tylko pobocznie związanym z tematem - krótko mówiąc - ten dodatkowy tydzień niewiele zmienił w sytuacji wyzwania. Przebiegłam tylko połowę dystansu potrzebnego do jego ukończenia. I tak, czuję niedosyt i jest mi lekko niewygodnie z tym, że się nie udało, ale nie ma co biadolić, tylko jest kolejny miesiąc, więc ogłaszam "Wyzwanie 100 km" vol. 2:)
Spróbuję w miesiąc (tym razem od 06.10 do 05.11) pokonać jednak te 100 km, bo wiem, że jest to w moim fizycznym zasięgu. Będzie okazja zwiększyć kilometraż w pojedynczym treningu. W końcu jeśli w przyszłym roku mam przebiec półmaraton (lub dwa;)), to samo się nie zrobi!









1 komentarz:

  1. Mam nadzieję, że drugie podejście się udało. :) Trzymam kciuki w świecie biegowym i życiowym :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! :)
Pozdrawiam i zapraszam także na:
www.facebook.com/zabieganna