Wieliszewski Crossing 2015 to cykl zawodów dla rowerzystów i biegaczy (dla dorosłych i dla dzieci) odbywający się na terenie Gminy Wieliszew. Inicjatorem jest Wójt Gminy, Paweł Kownacki. Cykl składa się z 4 edycji: Zima (01.02), Wiosna (11.04), Lato (21.06) i Jesień (20.09).

Jak udowadniają organizatorzy wydarzenia, trasa ta doskonale nadaje się też dla biegaczy :)
Do udziału w tym wydarzeniu zachęcił mnie Brat nr 1, który brał udział w edycji Zimowej. Udział w całym cyklu jest bezpłatny (!). Zawody są naprawdę dobrze zorganizowane. Pomiar czasu prowadzi firma czasomierzyk.pl. Każdy uczestnik biegu otrzymuje zwrotny numer startowy z chipem, a po biegu pamiątkowy medal oraz posiłek regeneracyjny (dzisiaj był makaron i ciasto drożdżowe) i wodę. Dzisiejsza trasa była bardzo dobrze oznakowana. Mimo, że miejscami biegłam nie widząc nikogo przed sobą nie miałam problemu ze znalezieniem właściwej ścieżki. Wolontariuszami na trasie byli strażacy.
W edycji zimowej przydarzyła się jednak Organizatorom mała wpadka z oznakowaniem trasy. Trasa dla biegaczy liczyła wówczas 7 km, a dla rowerzystów 14 km (w edycji wiosennej i biegacze, i rowerzyści ścigali się na trasie o jednakowej długości). Niestety nie zmieniono na czas oznakowania trasy dla biegaczy i w edycji zimowej część biegaczy, w tym mój Brat, pokonała dystans 14 km. Za to dzisiaj czekała na nich niespodzianka, każdy kto pokonał trasę dwa razy dłuższą niż przewidywana, mógł odebrać od Organizatorów upominek w postaci kubeczka. Bardzo sympatyczny gest :)
W dzisiejszych zawodach nie wystarczyło niestety wody dla wszystkich biegaczy - to był jedyny chyba minus. Na szczęście dzisiaj mnie coś tknęło i zabrałam ze sobą dawno nieużywany pas na bidon. Kobieca intuicja ;) Rozumiem jednak rozczarowanie tych biegaczy, którzy w kwestii nawadniania liczyli na Organizatorów.
W edycji wiosennej wzięło udział 148 biegaczy i 56 biegaczek.
Na linii startu
Wystartowaliśmy o godz. 12:00. Na początku było nieco ciasno, bo początek trasy był dość wąski, liczne podbiegi sprawiły jednak, że początkowo zwarta grupa biegaczy stopniowo się przerzedziła. W niektórych momentach miałam przed sobą jedną osobę, czasami (zwłaszcza na krętych odcinkach) nie widziałam przed sobą nikogo.
Pierwszy kryzys nastąpił dość szybko, bo po niecałych 5 km, za jednym z podbiegów, który bardziej przypominał mi pionową ścianę ;). Potem udało mi się jakoś wziąć w garść i biec dalej. Starałam się odpoczywać na każdym płaskim odcinku, ale nie było ich za wiele ;)
Za mój cel minimum stawiam sobie na zawodach zawsze to, żeby całość trasy pokonać biegiem. Jak do tej pory mi się to udaje. Nie odpuszczam nawet na podbiegach. Tak wiem, czasami bliżej mi do truchtu, ale cóż... Dzisiaj podbiegów było tyle, że nie jestem w stanie ich nawet zliczyć. I na żadnym nie odpuściłam! Jestem z siebie naprawdę dumna :)
Dzisiejsze zawody dały mi namiastkę biegania po górach. Wiem, że to nie to samo, ale wiem, że kiedyś wystartuję w prawdziwym biegu górskim :)
Mam takie jedno (z wielu oczywiście) biegowych marzeń. Jest taka scena w ekranizacji trylogii Tolkiena (kończąca pierwszą część - "Drużynę Pierścienia"), kiedy po śmierci Boromira rozpada się Drużyna Pierścienia i Aragorn mówi do Legolasa i Gimlego: "Lets hunt some orc". I potem, właściwie to już chyba nawet w drugiej części "Dwie wieże", podziwiać możemy pościg dzielnej trójki za orkami Uruk-hai w celu odbicia porwanej dwójki Hobbitów, Merryego i Pippina. I ten właśnie pościg odbywa się w takiej pięknej górskiej scenerii. Zawsze kiedy go oglądam, to marzy mi się żeby biec tak jak oni, wśród tych traw, górskich przełęczy... Znalazłam nawet na You Tube filmik ze scenami z tego pościgu, dla tych co nie oglądali ;) https://www.youtube.com/watch?v=M-XmDzAKsag Zdjęcia do filmu kręcono m.in. w Nowej Zelandii. Pewnie nigdy nie będzie mi dane wybrać się w tak egzotyczną podróż, ale przecież marzyć nikt mi nie zabroni ;) No i mamy też nasze piękne polskie góry:)
I dziś w trakcie biegu wyobrażałam sobie, że biegam sobie po tych wymarzonych górach ;) Od razu biegło mi się lepiej :)
Kiedy w trakcie zawodów przeżywam kryzys, to sobie obieram jakiś bliższy cel. Dzielę cały dystans na mniejsze "odcinki". Trudno bowiem mówić o odcinkach, kiedy celem jest np. odczytanie napisu na koszulce biegacza biegnącego przede mną. Polecam Wam tę metodę - na mnie działa :) Inny sposób, to skupienie się na technice biegu - na oddychaniu, na stawianiu kroków, na pracy mięśni... I jeszcze odliczanie kilometrów do mety - jeszcze 5, jeszcze 3, jeszcze 2, jeszcze 1, już tylko 500 m... Dzisiaj jednym z bardziej motywujących momentów był dla mnie komentarz jednego z Panów, którego wyprzedziłam: "Kobieta mnie wyprzedza, koniec świata" (może to niedosłowny cytat, ale coś w tym stylu). Pan wspomniał też słynne zdanie z "Seksmisji" Juliusza Machulskiego - "Kobieta mnie bije". Oczywiście komentarz padł w tonie raczej sympatycznym, ale mimo wszystko postanowiłam, że nie dam się temu Panu złapać ;)
Ciekawa jestem, jakie Wy macie sposoby na przezwyciężenie kryzysu :)
I dziś tak sobie właśnie dzieliłam dystans na mniejsze odcinki: to za tym podbiegiem napiję się wody, teraz jest pod górę, to znaczy, że zaraz będzie w dół itd.
Kiedy w trakcie zawodów przeżywam kryzys, to sobie obieram jakiś bliższy cel. Dzielę cały dystans na mniejsze "odcinki". Trudno bowiem mówić o odcinkach, kiedy celem jest np. odczytanie napisu na koszulce biegacza biegnącego przede mną. Polecam Wam tę metodę - na mnie działa :) Inny sposób, to skupienie się na technice biegu - na oddychaniu, na stawianiu kroków, na pracy mięśni... I jeszcze odliczanie kilometrów do mety - jeszcze 5, jeszcze 3, jeszcze 2, jeszcze 1, już tylko 500 m... Dzisiaj jednym z bardziej motywujących momentów był dla mnie komentarz jednego z Panów, którego wyprzedziłam: "Kobieta mnie wyprzedza, koniec świata" (może to niedosłowny cytat, ale coś w tym stylu). Pan wspomniał też słynne zdanie z "Seksmisji" Juliusza Machulskiego - "Kobieta mnie bije". Oczywiście komentarz padł w tonie raczej sympatycznym, ale mimo wszystko postanowiłam, że nie dam się temu Panu złapać ;)
Ciekawa jestem, jakie Wy macie sposoby na przezwyciężenie kryzysu :)
I dziś tak sobie właśnie dzieliłam dystans na mniejsze odcinki: to za tym podbiegiem napiję się wody, teraz jest pod górę, to znaczy, że zaraz będzie w dół itd.
Szczerze podziwiam zawodników, którzy brali dziś udział zarówno w zawodach MTB, jak i biegowych (widziałam po drodze 3 takie Panie, z których dwie były pewnie w wieku mojej Mamy;)).
Kiedy zobaczyłam tabliczkę z napisem: "2 km do mety", to skupiłam się na wypatrywaniu tabliczki z napisem: "1 km do mety". I faktycznie był taka ;) I nie powiem, Góra Wójta na sam koniec mnie już trochę zdenerwowała, ale zaraz pojawili się na trasie dopingujący kibice - biegacze, którzy sami już ukończyli swój bieg. To miłe, że komuś po niemałym przecież wysiłku chce się jeszcze wesprzeć słabszych od siebie zawodników.
I tak oto, tocząc ze sobą wewnętrzne rozmowy, doturlałam się do mety. Nie powiem, ucieszyłam się jak nigdy, że to już meta i wreszcie koniec tych podbiegów ;)
Ale tak sobie myślę, że chętnie wrócę jeszcze na te górki, żeby się trochę po nich przeczołgać ;)
Z medalem - zmęczona, ale zadowolona :)
Medal - zawodnicy biorący udział w całym cyklu będą mogli ze swoich medali ułożyć napis 2015 i ustawić medale na podstawce z postaciami rowerzysty lub biegacza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz! :)
Pozdrawiam i zapraszam także na:
www.facebook.com/zabieganna