Przebiegnięcie maratonu to moje marzenie. Kiedyś zmierzę się z królewskim dystansem. Na razie wystarczą mi krótsze biegi, takie jak Bieg na Piątkę, towarzyszący Maratonowi Warszawskiemu. Przynajmniej w ten sposób mogłam poczuć się choć w części jak maratończyk.
Niebieski numer, niebieska koszulka, niebieski izotonik,
czyli pakiet startowy Biegu na Piątkę.
W Biegu na Piątkę, który odbył się 28.09.2014 r. startowałam razem z Bratem nr 1. Umówiliśmy się na wspólny przejazd, najpierw autobusem do Dworca Zachodniego, a potem SKM-ką już na miejsce zawodów. Dla uczestników Biegu na Piątkę przejazdy komunikacją miejską były bezpłatne, co dodatkowo sprzyjało wyborowi tego właśnie sposobu transportu. No i odchodził problem z parkowaniem;)
Ładny ten bilet ;)
Już w autobusie spotkaliśmy osoby startujące tak w naszym biegu, jak i w biegu maratońskim (można było rozpoznać "swoich" po workach z pakietu startowego;)) Na dworcu, a potem w SKM-ce, było ich jeszcze więcej. Z pociągu na stacji Warszawa Stadion rozlał się prawdziwy tłum biegaczy, którzy niczym mrówki zmierzali w kierunku Stadionu.
Warszawa Stadion.
Stadion Narodowy.
Stadion i ja.
Kiedy zostawiliśmy swoje rzeczy w depozycie, udaliśmy się na miejsce startu, czyli Most Poniatowskiego. Obawiałam się, że w trakcie biegu będzie mi zimno i koszulkę startową ubrałam na bluzkę z długim rękawem. Mieliśmy biec głównie przez Most i myślałam, że będzie wiało znad Wisły. Ponadto, start biegu był dość wcześnie (9:30), a to był już koniec września. W trakcie czekania na Dworcu Zachodnim na SKM-kę było mi trochę chłodno, zwłaszcza patrząc na maratończyków w krótkich spodenkach;) Jednak nie ma to jak doświadczenie...;) Jak się później okazało, w trakcie biegu było mi trochę za ciepło, tym bardziej że wyszło słońce.
Najpierw startowali maratończycy. Czekaliśmy więc chwilę na swoją kolej. W sam raz, żeby zrobić kilka zdjęć;)
Tuż przed startem.
Konferansjerem był Przemysław Babiarz. Pamiętam (może już nie dokładnie co do słowa) jego motywujące słowa skierowane do nas, biegnących na 5 km, na starcie: "Zapamiętajcie swoje tempo z tego biegu i za rok pobiegnijcie w takim samym tempie w biegu maratońskim. Rok solidnych przygotowań pozwoli Wam ukończyć maraton na przyzwoitym poziomie". Myślę, że w moim przypadku to by było za wcześnie, ale miło było usłyszeć to z ust innego, bardziej doświadczonego biegacza.
W naszym biegu brał udział Yared Shegumo, zdobywca srebrnego medalu dla Polski w biegu maratońskim na tegorocznych lekkoatletycznych ME w Zuruchu. Jak sam powiedział, na udział w kolejnym maratonie byłoby dla niego jeszcze za wcześnie po tamtym biegu (ME oodbywały się w sierpniu). Kiedy ja wbiegałam na Most, Yared był w tym samym miejscu, tylko już w drodze powrotnej;)
Trasa biegu, jak nietrudno zgadnąć wnioskując po nazwie, liczyła 5 km i prowadziła głównie po Moście Poniatowskiego, który trzeba było pokonać dwa razy: najpierw biegnąc w stronę Centrum, a następnie (po nawrotce na rondzie z palmą, oficjalnie nazywającym się Rondem gen. Charles'a de Gaulle'a) w kierunku Stadionu Narodowego. Z Mostu zbiegało się na Wybrzeże Szczecińskie i nim wbiegało się już prosto na teren Stadionu. Finisz odbywał się na płycie Stadionu.
Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich, czyli palma daktylowa na Rondzie gen. Charles'a de Gaulle'a.
Stadion Narodowy w drodze powrotnej.
Zawody wygrał Yared Shegumo z czasem 00:14:20. Najlepsza z pań była Karolina Pilarska z czasem 00:17:06. Mi udało się osiągnąć czas 00:30:27, zajmując 2380 miejsce na 3084. Życiówki nie było, ale po pierwsze było na to jak dla mnie trochę za ciasno, a po drugie biegłam spokojnie, delektując się słoneczną pogodą i widokami. Przyspieszyłam dopiero po zbiegnięciu z mostu. Na finiszu trzeba było trzymać fason;)
W kolejce po medal.
Medal z Biegu na Piątkę. Też na piątkę :)
Po drodze do depozytu natknęliśmy się jeszcze na stoisko Adidas, gdzie można sobie było zrobić pamiątkowe zdjęcie "na ściance".
Pamiątka od firmy Adidas.
Rodzeństwo na medal :)
Ponieważ w domu czekał na mnie z utęsknieniem Synek nr 2, tylko chwilę patrzyliśmy na finiszujących maratończyków. Może w przyszłym roku będę już mogła pokibicować im nieco dłużej :)
Maratończycy.
Tego samego dnia w Berlinie także odbywał się maraton. W jego trakcie został ustanowiony nowy rekord świata na tym dystansie - 02:02:57. Dennis Kimetto z Kenii jako pierwszy człowiek w historii pokonał dystans 42 km i 195 m w czasie poniżej 2 h i 3 minut. Kenijczyk o 26 s poprawił rekord świata (ustanowiony rok wcześniej także w Berlinie), należący do swojego rodaka Wilsona Kipsanga Kiproticha.
Dokładnie to samo powiedział Przemysław Babiarz do startujących biegaczy w poprzedniej edycji biegu na piątkę. :) Choć w to wtedy nie wierzyłam, zmotywowały mnie te słowa. Wiedziałam, że o takie samo tempo będzie trudno, ale marzył mi się maraton i po roku udało mi się osiągnąć swój cel. Każdy ma swoją drogę i nie ważne w jaki sposób i w jakim czasie, ważne, żeby być coraz bliżej celu. Tego Ci życzę! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!:) Dla mnie twe słowa również były motywujące. Czekam tylko aż moje chłopaki (zwłaszcza młodszy;)) trochę podrosną, wtedy będzie łatwiej się przygotować. Maraton to nie przelewki. Na razie wystarczy mi pół;))
OdpowiedzUsuńTo trzymam kciuki za przygotowania do maratonu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :) Chciałabym spróbować w 2016 roku. Synek nr 2 trochę podrośnie, więc będzie łatwiej o dłuższe treningi ;)
UsuńA jednak rację miał Pan Babiarz :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.zabieganna.pl/2015/04/biegam-i-pomagam-biegam-dobrze-i.html