Jeszcze nigdy nie spędziłam Święta Niepodległości na biegowo. Ba, nigdy wcześniej nie spędziłam go na sportowo. No chyba, żeby zaliczyć do tego rodziny spacer. W końcu zawsze to jakiś rodzaj ruchu...;) Dziś już wiem, że to świetny sposób i będę kontynuować tę "nową, świecką tradycję" :)
Od dawna nie udało mi się na zawody dotrzeć bez pośpiechu i obawy, że nie zdążę. I nie zaspać (mimo nastawiania budzika ;)). Tym razem był czas na spokojne wypicie kawy i zjedzenie śniadania. Wszystko naszykowałam sobie wieczorem. Zawsze tak robię (inaczej bym nie dała rady zdążyć na kilka wcześniejszych zawodów;)).
Wracając jednak do relacji, udało mi się wyjść z domu bez konieczności gonienia na przystanek. Umówiłam się z Bratem nr 1 na pętli tramwajowej. Na miejsce dojechać mogliśmy jednym tramwajem. Fajnie już w tramwaju spotykać innych biegaczy, udających się na ten sam bieg. Można się wtedy poczuć częścią pewnej społeczności. Podobnie jak w przypadku tegorocznego Biegu Powstania Warszawskiego, numer startowy posłużył mi za bilet :)
Od dawna nie udało mi się na zawody dotrzeć bez pośpiechu i obawy, że nie zdążę. I nie zaspać (mimo nastawiania budzika ;)). Tym razem był czas na spokojne wypicie kawy i zjedzenie śniadania. Wszystko naszykowałam sobie wieczorem. Zawsze tak robię (inaczej bym nie dała rady zdążyć na kilka wcześniejszych zawodów;)).
[Poradnik biegacza
Przy okazji, dobra rada dla startujących w zawodach (nie tylko) po raz pierwszy: warto wszystko wcześniej, na spokojnie sobie naszykować. Strój, numer startowy (można go odebrać niekiedy nawet kilka tygodni przed zawodami, więc lepiej poszukać go, gdy nie zostało nam ostatnie 5 min do wyjścia, bo gdy człowiek się spieszy, to rzeczy martwe stają się szczególnie złośliwe i nie dają się znaleźć), agrafki do przypięcia numeru, napoje, coś regenerującego na ząb, mokre chusteczki do rąk i... wszystko to bez czego nie ruszacie się z domu nawet po bułki do sklepu. Np. ja, niczym tolkienowski Bilbo Baggins (przed wyprawą do Samotnej Góry oczywiście), nie ruszam się bez chusteczek do nosa:) Nie mówiąc już o wyborze sposobu dojazdu i sprawdzeniu czasu potrzebnego na dotarcie na miejsce zawodów, czy też lokalizacji biura zawodów, przebieralni i depozytów, czy nawet linii startu, bo (co nie jest już tak oczywiste) nie musi się ona znajdować tuż obok wcześniej wymienionych punktów. Pozwoli to uniknąć dodatkowego stresu rano w dniu zawodów (np. nerwowego szukania ulubionych spodni do biegania, by po kilku minutach poszukiwań znaleźć je w koszu na pranie) i zapomnienia czegoś "niezbędnie" potrzebnego, a czego brak odkryjemy dopiero na miejscu (mam tu na myśli coś, co tak naprawdę nie jest nam potrzebne, do startu, ale bez czego czujemy się nieswojo). Jestem przekonana że prawie każdy z nas coś takiego ma, jak np. wspomniane wyżej chusteczki:). Jeśli biegasz z telefonem, sprawdź też stan baterii, bo rano może już nie być czasu na jej ładowanie. Jeśli korzystasz z budzika w telefonie, powyższa czynność jest wręcz obowiązkowa ;)]
Przy okazji, dobra rada dla startujących w zawodach (nie tylko) po raz pierwszy: warto wszystko wcześniej, na spokojnie sobie naszykować. Strój, numer startowy (można go odebrać niekiedy nawet kilka tygodni przed zawodami, więc lepiej poszukać go, gdy nie zostało nam ostatnie 5 min do wyjścia, bo gdy człowiek się spieszy, to rzeczy martwe stają się szczególnie złośliwe i nie dają się znaleźć), agrafki do przypięcia numeru, napoje, coś regenerującego na ząb, mokre chusteczki do rąk i... wszystko to bez czego nie ruszacie się z domu nawet po bułki do sklepu. Np. ja, niczym tolkienowski Bilbo Baggins (przed wyprawą do Samotnej Góry oczywiście), nie ruszam się bez chusteczek do nosa:) Nie mówiąc już o wyborze sposobu dojazdu i sprawdzeniu czasu potrzebnego na dotarcie na miejsce zawodów, czy też lokalizacji biura zawodów, przebieralni i depozytów, czy nawet linii startu, bo (co nie jest już tak oczywiste) nie musi się ona znajdować tuż obok wcześniej wymienionych punktów. Pozwoli to uniknąć dodatkowego stresu rano w dniu zawodów (np. nerwowego szukania ulubionych spodni do biegania, by po kilku minutach poszukiwań znaleźć je w koszu na pranie) i zapomnienia czegoś "niezbędnie" potrzebnego, a czego brak odkryjemy dopiero na miejscu (mam tu na myśli coś, co tak naprawdę nie jest nam potrzebne, do startu, ale bez czego czujemy się nieswojo). Jestem przekonana że prawie każdy z nas coś takiego ma, jak np. wspomniane wyżej chusteczki:). Jeśli biegasz z telefonem, sprawdź też stan baterii, bo rano może już nie być czasu na jej ładowanie. Jeśli korzystasz z budzika w telefonie, powyższa czynność jest wręcz obowiązkowa ;)]
Wracając jednak do relacji, udało mi się wyjść z domu bez konieczności gonienia na przystanek. Umówiłam się z Bratem nr 1 na pętli tramwajowej. Na miejsce dojechać mogliśmy jednym tramwajem. Fajnie już w tramwaju spotykać innych biegaczy, udających się na ten sam bieg. Można się wtedy poczuć częścią pewnej społeczności. Podobnie jak w przypadku tegorocznego Biegu Powstania Warszawskiego, numer startowy posłużył mi za bilet :)
Numer startowy XXVI Biegu Niepodległości umożliwiał uczestnikom darmowy przejazd komunikacją miejską.
Do Ronda "Radosława", a więc rzut beretem od miejsca startu, dojechaliśmy o 09:40. Mogliśmy podziwiać flagę na nowo postawionym Maszcie Wolności. Na szczęście zawiał wiatr i przez chwilę widać ją było w całej biało-czerwonej okazałości. Szkoda, że nie zastosowano prowadnicy do flagi, wyglądałaby wtedy cały czas pięknie, choć może już nie tak malowniczo. We wtorek wielkiego wiatru nie było i flaga przez większość czasu zamiast dumnie powiewać smętnie sobie wisiała... Może w przyszłości zostanie to poprawione.
Maszt Wolności na Rondzie "Radosława".
"W 96. rocznicę odzyskania niepodległości Polski, w 70. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, w 25. rocznicę wolnych wyborów w Polsce, w 10. rocznicę wstąpienia Polski do Unii Europejskiej w hołdzie wszystkim, dzięki którym Polska jest dziś wolnym, odrodzonym krajem".
"W 96. rocznicę odzyskania niepodległości Polski, w 70. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, w 25. rocznicę wolnych wyborów w Polsce, w 10. rocznicę wstąpienia Polski do Unii Europejskiej w hołdzie wszystkim, dzięki którym Polska jest dziś wolnym, odrodzonym krajem".
Ponieważ mieliśmy do startu jeszcze dużo czasu, postanowiliśmy się pokręcić trochę po miasteczku zawodów. Z każdą chwilą przybywało na miejscu biegaczy, głównie w białych lub czerwonych koszulkach. Wszyscy razem mieliśmy przecież stworzyć na starcie żywą biało-czerwoną flagę.
Na początku poszliśmy do stoiska PKO Banku Polskiego, żeby wziąć udział w akcji "Biegnę dla ...". Tym razem biegacze mogli wspomóc 5-letnią Amelkę zmagającą się z nowotworem. Zasady są proste - trzeba udać się do namiotu PKO BP, wpisać się na listę, pobrać kartkę z hasłem akcji i przypiąć ją sobie (najczęściej na plecach, bo z przodu jest już nr startowy). Wiem już, że w akcji wzięło udział ponad 800 osób, dzięki czemu Fundacja PKO Banku Polskiego przekaże pieniądze na jej leczenie. Trzymam kciuki za powrót Amelki do zdrowia!
Potem odwiedziliśmy biuro zawodów z pytaniem, czy można otrzymać puzzle z Marszałkiem Piłsudskim dołączane do pakietów startowych już po tym, jak odebraliśmy swoje pakiety. Okazało się, że można :) Mam więc teraz zajęcie na wieczory bez biegania (kuruję się aktualnie z przeziębienia).
"Historia w kolorach", czyli puzzle z Marszałkiem Piłsudskim od IPN.
Po drodze do szkoły (Zespół Szkół Samochodowych i Licealnych nr 2), w której mieściły się nasze przebieralnie i depozyty, kupiłam na stoisku wydawnictwa Inne spacery "Książkę kucharską dla aktywnych". Nic tylko gotować;)
Oddanie rzeczy do depozytu odbyło się sprawnie, jednak było lekkie zamieszanie z toaletą na parterze. Panie kierowały się oznaczeniem na drzwiach, na których kółeczko oznaczało damską toaletę, natomiast faktycznie została ona przeznaczona dla panów. Jak wiadomo, w damskiej toalecie kolejki są zawsze dłuższe i gdy zbliżała się godzina 11:00 zrobiło się troszkę nerwowo i panowie zaczęli upominać się o swoje. Myślę jednak, że wszyscy szczęśliwie zdołali opróżnić pęcherze;)
W efekcie tej "wc-draki" udaliśmy się do naszej VI (najwolniejszej) strefy czasowej - dla biegnących na czas 60 min i więcej - tuż przed wybiciem godziny 11:11. Jak się okazało, staliśmy naprawdę daleko od linii startu. Nie martwiło mnie to zbytnio (nie od dziś wiadomo przecież, że ostatni będą pierwszymi;)) do czasu, gdy odegrano Hymn. Ledwo się zorientowałam, że to już, bo prawie go nie było słychać:( Potem zostało nam już jedynie cierpliwie czekać na swoją kolej. Nie było to łatwe, bo w bezruchu zaczęło się robić trochę chłodno. Zanim przekroczyliśmy linię startu, dwóch najszybszych biegaczy ukończyło już swój bieg! Nie powiem, żeby to było budujące;) Ktoś już kończy bieg, kiedy ty jeszcze nawet nie zacząłeś. No i czekanie na start zwyczajnie się dłużyło, tak ciało, jak i emocje stygły... Ale dzięki takiemu rozwiązaniu na pewno wielu biegaczom udało się osiągnąć swój najlepszy życiowy wynik:)
Najnowsza "lektura w biegu".
Oddanie rzeczy do depozytu odbyło się sprawnie, jednak było lekkie zamieszanie z toaletą na parterze. Panie kierowały się oznaczeniem na drzwiach, na których kółeczko oznaczało damską toaletę, natomiast faktycznie została ona przeznaczona dla panów. Jak wiadomo, w damskiej toalecie kolejki są zawsze dłuższe i gdy zbliżała się godzina 11:00 zrobiło się troszkę nerwowo i panowie zaczęli upominać się o swoje. Myślę jednak, że wszyscy szczęśliwie zdołali opróżnić pęcherze;)
W efekcie tej "wc-draki" udaliśmy się do naszej VI (najwolniejszej) strefy czasowej - dla biegnących na czas 60 min i więcej - tuż przed wybiciem godziny 11:11. Jak się okazało, staliśmy naprawdę daleko od linii startu. Nie martwiło mnie to zbytnio (nie od dziś wiadomo przecież, że ostatni będą pierwszymi;)) do czasu, gdy odegrano Hymn. Ledwo się zorientowałam, że to już, bo prawie go nie było słychać:( Potem zostało nam już jedynie cierpliwie czekać na swoją kolej. Nie było to łatwe, bo w bezruchu zaczęło się robić trochę chłodno. Zanim przekroczyliśmy linię startu, dwóch najszybszych biegaczy ukończyło już swój bieg! Nie powiem, żeby to było budujące;) Ktoś już kończy bieg, kiedy ty jeszcze nawet nie zacząłeś. No i czekanie na start zwyczajnie się dłużyło, tak ciało, jak i emocje stygły... Ale dzięki takiemu rozwiązaniu na pewno wielu biegaczom udało się osiągnąć swój najlepszy życiowy wynik:)
"Kolejka" do linii startu.
Trasa biegu mi się podobała. Może nie była zbyt urozmaicona (polegała przecież na przebyciu pięciokilometrowego, prostego odcinka najpierw w jedną, a potem w drugą stronę), ale za to wiodła po jednej z głównych arterii komunikacyjnych Warszawy, przez Centrum, w otoczeniu drapaczy chmur... Biało-czerwone fale na wiaduktach nad Al. Jerozolimskimi były naprawdę imponującym widokiem. Niestety, telefon odmówił posłuszeństwa i nie mogłam zrobić więcej zdjęć :(
Biało-czerwone fale na wiaduktach nad Al. Jerozolimskimi. Piękny widok!
Musiałam polegać na zegarku, bo Endomondo wystartowało z opóźnieniem (brak łączności z satelitami;)). Na szczęście dobrze oznakowano każdy kilometr, dzięki czemu łatwo było mi kontrolować czas. Biegło mi się całkiem dobrze, zważywszy na to, że byłam przeziębiona. Emocje w trakcie zawodów jednak udzielają się i biegnąc w zawodach udaje mi się zwykle wykrzesać z siebie więcej, niż na co dzień. Jedną z takich wzruszających chwil był moment mijania orkiestry Wojska Polskiego, która wspierała biegaczy grając żołnierskie pieśni. Mi w udziale przypadło słuchać "Piechoty". Za późno się jednak zdecydowałam, żeby przyspieszyć. Nie udało mi się złamać godziny, ale i tak osiągnęłam swój najlepszy czas na tym dystansie, lepszy od poprzedniego o 23 sekundy. Na pierwszym punkcie kontrolnym zajmowałam miejsce numer 10927, a bieg ukończyłam na miejscu 9814, z czasem 01:01:17.
Zawody ukończyło 12295 biegaczy. Zawody wygrał Łukasz Parszczyński (Warszawska Brygada Rakietowa) z czasem 00:30:03. Najlepsza wśród pań była Iwona Lewandowska (MON) z czasem 00:33:15. Ostatni na mecie zameldował się Pan Edward Mucha (ur. 1927), uważany za najstarszego biegacza w Polsce. Spotkanie Go na trasie wywołało u mnie wielkie wzruszenie. Naprawdę, to był niesamowity, niezapomniany widok. Dostałam dodatkowego "kopa" do ukończenia mojego biegu.
Pan Edward Mucha na trasie.
Teraz mogę się pochwalić 11 medalem w swojej biegowej kolekcji :)
11.11. i mój jedenasty start w zawodach :)
A na mecie czekała mnie niespodzianka, bo zjawił się Brat nr 2 z 2/3 swojej dzieciowej gromadki. Do domu wróciliśmy już razem, można więc powiedzieć, że rodzinny spacer też został zaliczony:)
Start w takim biegu to coś, czego mogą pozazdrościć. W przyszłym sezonie postaram się, aby moje roztrenowanie nie wypadło na 11 listopada. toalety zawsze są problematyczne, dlatego przeważnie wybieram bardziej alternatywne miejsca, w ramach możliwości ;) Podział na strefy był dobry, tylko przeraził mnie czas oczekiwania. Oglądałam wyniki i naprawdę trzeba było odstać swoje, żeby móc przebiec przez metę. Brałam udział rok temu w biegu na 5 km przy Maratonie Warszawskim, gdzie najpierw ruszył maraton na trzy tury, a dopiero potem my. Czekałam około pół godziny podskakując, przebierając nogami, machając rękami, żeby nie ostygnąć. Na takim dystansie nie ma taryfy ulgowej, jak się nie zacznie szybko, to o dobrym czasie można zapomnieć. Ciesze się, że udało się zdobyć nową życiówkę, wyprzedzić siebie z przeszłości o 23 sekundy i wziąć udział w tak wspaniałej imprezie. Oby przeziębienie szybko minęło, a przy regularnych treningach godzina pęknie wiosną, trzymam kciuki! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!:) Bieg Niepodległości to impreza naprawdę godna polecenia. Też mam nadzieję, że przeziębienie szybko odpuści, bo już jedne zawody (Grand Prix City Trail Warszawa) musiałam odpuścić, no i treningi biegowe też... Pozdrawiam serdecznie!:)
Usuń