Z Sopotu wróciłam bez życiówki, bez medalu i w dodatku meldując się na mecie jako ostatnia, ale to właśnie podczas tego biegu usłyszałam: "Jesteś najlepsza!" :)

Dziewczyny wykupiły bilety na Polski Bus jeszcze zanim się z nimi umówiłam. Kiedy chciałam kupić bilet, nie było już miejsc na poranne kursy. Żeby nie tracić za dużo czasu, do Sopotu pojechałam Pendolino. Bardzo komfortowa podróż, 3h i jesteś nad morzem, tylko bilety mogłyby być tańsze ;)
Jednak tak zaplanować podróż, to chyba tylko ja potrafię :) Kupowałam sobie miejsce od okna a okazało się że miałam od korytarza. Żeby było jeszcze lepiej, to pociąg jechał do Gdyni a nie, jak niesłusznie zakładałam, tylko do Gdańska (skąd mi się to wzięło to nie wiem) i zatrzymywał się na stacji Sopot, gdzie docelowo miałam wysiąść. To tylko 10 min jazdy więcej, a ja musiałabym w Gdańsku wysiąść, żeby się przesiąść do SKM :) Zorientowałam się w swojej pomyłce jeszcze na dworcu w Warszawie, pytałam więc pana w informacji, czy mogę jakoś dopłacić, żeby dojechać do Sopotu bez przesiadki w Gdańsku, ale już nie było czasu na przebukowanie biletu. Poszłam jednak do kierownika pociągu i okazało się, że mogę na tym bilecie dojechać do Sopotu. A i tak siedziałam pod oknem :) Pani, która jechała z córeczką miała 2 miejsca pod oknem, jedno za drugim i chciała się ze mną zamienić, żeby mogła siedzieć razem z dzieckiem. Numeracja siedzeń w Pendolino ma swoją własną logikę i numery po kolei nie są obok siebie, np. 12 jest obok 18, 13 nie ma wcale. Podobno to numeracja z pociągów z przedziałami. Ale po co? Gdybyście się wybierali w podróż z kimś jeszcze i chcieli siedzieć obok niego, to uważajcie na numerki :)
Pierwsza podróż naszym TGV zaliczona ;)
W efekcie wyboru różnych środków transportu, spotkałyśmy się z Dziewczynami dopiero na miejscu w Sopocie. Piątek upłynął nam pod znakiem dobrego jedzenia, moknięcia w deszczu (dopiero po południu wyjrzało słońce), nabijania pieszo wielu kilometrów, odbioru pakietów startowych i Pasta Party w Ergo Arena, gdzie było biuro zawodów i robienia setek zdjęć.
Niestety, moje zdjęcia wcięło :( Właśnie to odkryłam i zrobiło mi się smutno :( Tyle pięknych i radosnych chwil... Nie wszystkie zdjęcia wrzucałam na Facebooka. Od jakiegoś czasu szwankuje mi karta pamięci w telefonie. Chyba najwyższa pora zrobić z nią porządek! Na szczęście część zdjęć udało mi się ściągnąć od Dziewczyn :)
Gofry najlepiej smakują nad morzem :)
Ja, Iza, Ania i dwie Magdy
Biegamy :)
Tworzyłyśmy bardzo kolorową i wesołą ekipę :)
Iza Fit Fighterka, ja, Magda LenaBiega, Ania La vida es mentolada i Magda FlyingShoes
Wyjazd blogerski, więc selfie musi być :)
Pozujemy pod ERGO Areną. W środku Projekt Marcel.
Piątek minął szybko, wróciłyśmy do domu wieczorem, trzeba było się więc szybko kłaść spać, żeby mieć siły na rano.
W sobotę rano wystroiłyśmy się w tiulowe spódniczki :) Każda z nas wybrała inny kolor, bo im bardziej kolorowo, tym lepiej ;)
Nasze stroje przyciągały uwagę, ale też wywoływały uśmiech na twarzy kibiców i przechodniów.
Wszystkie pobiegłyśmy dla 18-letniej Magdy, która urodziła się ze złożoną wadą serca i zbiera pieniądze m.in. na operację wszczepienia bioprotezy zastawki. W ramach charytatywnych akcji prowadzonych w trakcie wielu imprez biegowych sponsorowanych przez PKO Bank Polski można pobiec dla osób takich jak Magda, które potrzebują pieniędzy na leczenie. Żeby to zrobić wystarczy pobrać przed biegiem kartkę z napisem "biegnę dla..." we wskazanym wcześniej miejscu i wpisać się na listę. Warunkiem wypłaty świadczenia przed Fundację PKO BP jest udział w akcji określonej liczby osób. Dlatego nie wahajcie się biec z białą karteczką na plecach :) Informacje o bieżących wydarzeniach można znaleźć na fejsbukowej stronie akcji PKO Biegajmy Razem.
Wszystkie pobiegłyśmy dla 18-letniej Magdy
Biegłyśmy razem przede wszystkim dla zabawy i chciałyśmy zrobić życiówkę dla Magdy (Lena Biega), która miała czas ok. 2:30. Zaczęłyśmy w tempie 6:10 min/km. Chyba jednak za dużo skakałyśmy i od 10 km Lenie kolano odmówiło posłuszeństwa. Musiałyśmy znacznie zwolnić, żeby na koniec (od 17 km) po prostu maszerować. Zamykałyśmy cały bieg, musiałyśmy nawet uciekać przed quadem z sędzią ;). Na koniec dołączyła do nas Ania, nasza dzielna kibicka i zaplecze logistyczne w jednym. Rano było dość chłodno, poubierałyśmy więc bluzy, koszulki z długim rękawem. W biegu jednak było nam ciepło i po drodze się z nich rozbierałyśmy a Ania to wszystko dzielnie nosiła.
Na ostatniej prostej Lena mimo bólu zmusiła się do ostatniego wysiłku i cała nasza piątka wraz z Anią wbiegła na metę trzymając się za ręce :) Girl power!
Na ostatniej prostej Lena mimo bólu zmusiła się do ostatniego wysiłku i cała nasza piątka wraz z Anią wbiegła na metę trzymając się za ręce :) Girl power!
Na mecie :)
Tyle braw, okrzyków radości i dopingu nie zebrałam jeszcze nigdy! Do tej pory na samo wspomnienie robi mi się wesoło i ciepło na sercu.
Na metę dotarłyśmy z czasem 2:43 (czyli zważywszy na okoliczności z wcale nie takim złym wynikiem) i niestety tu spotkało nas niemiłe zaskoczenie - okazało się że nie ma dla nas medali!:( Organizatorzy nie przewidzieli, że na koniec zapisze się jeszcze kilkaset uczestników. W efekcie zabrakło medali dla kilkunastu osób. Zapewniono nas, że medal przyjdzie pocztą, ale niedosyt pozostał. W końcu każda z nas miała marzenie o zdjęciu z medalem na plaży ;)
Ale jak Ci nie dadzą medalu na mecie, to zawsze możesz go sobie narysować ;P
Medali nie było, ale za to była pizza, też okrągła ;)
Na metę dotarłyśmy z czasem 2:43 (czyli zważywszy na okoliczności z wcale nie takim złym wynikiem) i niestety tu spotkało nas niemiłe zaskoczenie - okazało się że nie ma dla nas medali!:( Organizatorzy nie przewidzieli, że na koniec zapisze się jeszcze kilkaset uczestników. W efekcie zabrakło medali dla kilkunastu osób. Zapewniono nas, że medal przyjdzie pocztą, ale niedosyt pozostał. W końcu każda z nas miała marzenie o zdjęciu z medalem na plaży ;)
Ale jak Ci nie dadzą medalu na mecie, to zawsze możesz go sobie narysować ;P
Medal tymczasowy z Sopotu
Medali zabrakło, ale humory dopisywały, bo atmosfera podczas biegu była wspaniała. Na trasie świetni kibice, zebrałyśmy z milion uśmiechów :), przybijałyśmy piątki i naładowałyśmy się pozytywną energią! Do tego słońce 🌞, morze i plaża :)
Medali nie było, ale za to była pizza, też okrągła ;)
Pizza po półmaratonie smakuje najlepiej ;P
Dziewczyny zostawały w Sopocie jeszcze jedną noc, ja zdecydowałam się wracać w sobotę wieczorem. W takim towarzystwie czas płynął szybko. Żałuję, że nie starczyło czasu żeby wejść na molo. Przyznaję, że nawet myślałam o tym, żeby zostać z nimi, ale bilet na Polski Bus miałam już wykupiony, trzeba się było więc zbierać do domu.
Pamiątka z Sopotu
I wróciłam do domu bez medalu, za to z garścią pięknych wspomnień. I muszelek :)
Jeszcze raz dziękuję Dziewczynom Lena Biega La vida es mentolada FlyingShoes i Fit Fighterka za wspaniały weekend! Jesteście the best! ♥ :*
Jeszcze raz dziękuję Dziewczynom Lena Biega La vida es mentolada FlyingShoes i Fit Fighterka za wspaniały weekend! Jesteście the best! ♥ :*
PS. A medal przyszedł pocztą :)
Super zabawę dziewczyny miałyście a jakie kreacje :) Grunt to dystans do siebie :) Aniu, uśmiechnęłam się - czytając Twój wpis :) Gratuluję :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Na pewno jeszcze pobiegnę w tej spódniczce ;)
UsuńTo było przed The Color Run ;) Dlatego półmaraton w Sopocie określiłam jako najbardziej kolorowy, tymczasem to jednak nie on zasługuje na to miano:
OdpowiedzUsuńhttp://www.zabieganna.pl/2015/06/zawody-biegowe-color-run-by-pzu.html